Bazyl.
To jest temat Joli, która w tej chwili wisi w hamaku między brzozami i zastanawia się czy się zarejestrować na NB. Uważam, że powinna, ma już się czym/kim pochwalić.
Pierwszy wpis za zgodą i namową właścicielki tematu będzie mój.
Zacznę od początku.
3 czerwca, po południu zajrzałam na NB, bo od 3 tygodni taki odruch bezwarunkowy mi się wyrobił. Zajrzę, popatrzę choć na logo i lecę dalej- jeśli czasu brak. Ale tym razem jako pierwsze słowa przeczytałam: 3letni basset do oddania. Ogłoszenie Dominika (nick w tym wypadku niezwykle znaczący!) z godziny 17.01, 14 minut później basset był zaklepany.
Dla Joli.
Twierdzę, że to było przeznaczenie.
Do tej pory Jola cierpliwie czekała w kolejce, jako jedna z kilku rodzin zapisana w kajeciku Bogusi.
Tym razem wstąpił w nas diabeł i poprowadził do Garbowa.
Wyruszyłyśmy następnego dnia o 9.15.
Trasą pełną tirów i atrakcyjnych pań w pakiecie do tychże. Wwa - Lublin.
Jechało się szybko, fajnie, wesoło, no śpiewająco. Co chwilę kontrolował nas telefonicznie mąż mój pilnując, byśmy się nie oddalały od prawego krawężnika. Kłamałyśmy, że ok, jedziemy nisko, powoli i przy krawężniku, jak przyzwoity samolot . I tak trwałyśmy w niepojętej radości oczekiwania na to co nieznane, czyli psa basseta do przejęcia.
Garbów znalazłyśmy, bo nie było wyjścia, leży na środku trasy. Inna sprawa- trasy, która jest nam niezwykle bliska, często rodzinnie przemierzana, jako, że uważamy Lublin i jego okolice za jedne z najpiękniejszych w Polsce. Bo dobrze znamy. Bo kochamy.
Garbów. Absolutnie żadnego parkingu, zajazdu przy drodze, nic. Przeleciałyśmy 2 razy wteinazad. Nic.
Park bez wjazdu, cmentarz na zakręcie i kościół. Wybrałyśmy kościół i zupełnie pusty parking przed. Tam rozpoczęłyśmy czekanie na psa z właścicielem.
Zaparkowałyśmy w najlepszym widokowo miejscu, przy trawce.
Okazało się, że na linii strzału kościół- kaplica. Po 10 minutach wyszedł na nas pogrzeb w pełnym kondukcie.
Ja uciekłam na piechotę (stałam obok samochodu popijając milejowski sok: jabłko-mięta), Jola za mną z piskiem opon. Przesunęłyśmy się w najdalszą część parkingu, miny nam trochę zrzedły. Po 15 minutach dotarł wymarzony pieseczek Joli.
I tu popisałyśmy się brakiem profesjonalizmu w zapoznaniu ze psem. Ja rzuciłam się pierwsza z okrzykiem jaki piękny, Jola za mną, pozostawiając pootwierany na oścież cały samochód, jakby w środku siedziała reszta przyczajonej bandy. Miałyśmy nadzieję, że basset równie radośnie zareaguje na nas.
Nic z tego.
Biedactwo było tak przestraszone…..tak cholernie przestraszone…. serce pękało.
Najpierw próbował zeżreć mnie, potem powarczał na Jolę. Ogon przyklejony pod brzuszkiem. Nie ukrywam - przestraszyłam się, odsunęłam i pozostałam taka wycofana na długo.
Pałeczkę przejęła Jola. Pałeczkę i psa, którego pan wyciągnął z merca i dał Joli. Mini spacer, pozamykanie merca i jak najszybsze wpakowanie basseta do samochodu, bo… okazało się, że państwo wykąpali go przed oddaniem, w celu dobrego wrażenia. A mówiłam, że my basseciary, że znamy i wiemy co to jest, jak z tym żyć.
Rozpoczął się powrót. I się zaczęło. Koncert głaskania na cztery ręce.
Pies z tyłu na kanapie, Jola co chwilę podawała mu kabanosy cielęce dla dzieci, średnio chętnie jadł.
Za to śmierdział naprawdę pokazowo.
I już nie był to poziom bólu głowy, a smrodu szczypiącego w oczy, łzawiącego. Okna nie było szans otworzyć, bo pies mokry. Jechać szybko- nie, bo pies się boi i dodatkowo zestresuje. Dobrze, że korków nie było.
Po drodze atakowały nas w przedziwny sposób wrony- lecąc na przednią szybę z rozczapierzonymi piórami. Hiczkok jak nic. Samochody jadące obok zabijały gołębie. Dwa Hiczkoki. Jechałyśmy w milczeniu zastanawiając się jak? czy? a co jeśli…..?
I tak, zahibernowane smrodem z łzawiącym zezem dojechałyśmy pod właściwą bramę.
W drodze Bogusia i Aga radziły nam jak zapoznać psy, żeby się nie pogryzły. Bardzo przydały się rady. Po pierwszych warczeniach Bazyla, psy wzięły sprawy w swoje łapki i łagodnością oraz miłością pokazały mu co to rodzina, dom i wygłupy na trawie.
Apogeum tego szczęścia i kompletny brak warczenia (ze strachu) pojawił się po 2 dniach, czyli wczoraj rano. Podobno w poprzednim domu był atakowany przez owczarka, stąd jego agresja (strach) w kierunku ON-ka.
A teraz: Bazylek żre jak koń, szaleje, kopie doły, bawi się z Odorkiem, akceptuje Piranię, i krok w krok łazi za Jolą. Ciągle mu mało pieszczot, głaskania i przytulania. Cud, miód.
Jola jedna ręką głaszcze Bazyla, drugą Teodora, trzecią Piranię a czwartą daje im jeść.
Jako postronny obserwator widzę jaka jest szczęśliwa.
Stop. Jacy wszyscy są szczęśliwi!
I ciągle twierdzę, że to przeznaczenie.
Ps. Jolka, zarejestruj się!!! Now!
[ Komentarz dodany przez: Asia i Basia: Pią 08 Cze, 2012 19:22 ]
Piekny post, poprawilam tylko duze literki w tytule, dla przejrzystosci
Ostatnio zmieniony przez Miła od Gucia Czw 02 Lut, 2023 22:24, w całości zmieniany 16 razy
Pomogła: 1 raz Dołączyła: 31 Sie 2006 Posty: 4793 Skąd: Malbork/Luton
Wysłany: Czw 07 Cze, 2012 20:29
Jesteście WIELKIE :wink: Ja też myślę, że to przeznaczenie :lol: Blaneczkę kochałam po pierwszych słowach, że jest sunia...a szczęścia dopełniło, że też bicolorek :lol: fotki widziałam później...to Bazyl znalazł domek, nie domek Bazyla...tak miało być :lol: :lol: :lol:
_________________ www.leniuch.com - to na razie stronka tylko Leniuszka
Dołączyła: 17 Cze 2008 Posty: 88 Skąd: stąd i owąd
Wysłany: Czw 07 Cze, 2012 22:40
Ogród rzeczywiście piękny, choć widać tylko malutki fragmencik. Cały rozciąga się w tył.
A teraz z innej beczki.
Chciałam sie poradzić.
Lada moment będzie taki a'la chrzest Bazylka w nowej rzeczywistości.
Co, jako matka chrzestna, mam mu kupić? Quada czy kolczyki złote?
A jeśli kolczyki to wiszące czy na sztyfty?
Bo sama nie wiem.
Eufrazyno, a Ty jako uczestnicząca i mieszkająca we wsi obok, za lasem, powinnaś być pomocna w podjęciu decyzji a zwłaszcza w organizacji.
Dołączyła: 17 Cze 2008 Posty: 88 Skąd: stąd i owąd
Wysłany: Pią 08 Cze, 2012 19:09
eufrazyna napisał/a:
No Anitka, ja to mu kupilam rower i zegarek elektroniczny, taki jakie sie dostawalo 25 lt temu To o ktorej mam byc gotowa jutro? :grin:
Aleś wymyśliła: rower i zegarek???
Nie powiem, strzał w 9!
Trzeba było przemyśleć głębiej temat i zakupić LEKTYKĘ i BUDZIK!
Wiesz jaki to leń z Bazylka? O 3 lata starszy Odorek cały dzień go dzisiaj prowokował do zabawy, a ten tylko cień i spać. Zady w górę podnosi tylko na widok żarcia. Biedny nie jest jeszcze przyzwyczajony do takiego ruchu na łące, do takiej przestrzeni osobistej, hehe, nie chce mu się nawet obejść obejścia.... a dopiero w październiku skończy 4 lata.
Jutro zbiórka około ...a nie wiem...?
Rozpuszczę wici i dam znać.
Ale tak od 11 możesz czekać z flagą przy szlabanie. Jadąc będziemy trąbić.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum