Moj basset mial na imię Baron. Był bassetem kochanym lecz troche groźnym. Od małego był rozpieszczany i takie z tego konsekwencje. Przeszedł wiele chorób.. .. chore nerki.. itd... Pewnego dnia zauważyłam małą kulkę na jego łapce... kuśtykał wiec poszłam do pewnego weterynarza... On powiedział ,ze najwidoczniej Baron się zaziębił. Po pewnym czasie "kulka" sama zeszła. Po tyg. znow zauważyłam pojechalismy do weterynarza w Gliwicach. On odkrył zapalenie węzłów chłonnych.. Rak... usunął on operacyjnie "kulke". tego raka nie dało sie już wyleczyć. robilismy wszystko aby pomóc barusiowi. Baron przez 3 miesiące brał sterydy. czasami czuł się lepiej czasami gorzej. Ale nie tracił radości do zycia. Stał sie psem łagodnym... myśle ze zrozumiał co sie z nim dzieje. Czuł się coraz gorzej. Z domu trzeba było go wynosić na kocu, gdy chciało mu się siku. lecz z dnia na dzień baron nie umiał utrzymywać moczu... to było coś strasznego. pewnego dnia zauważyliśmy pełno gózów na jego ciałku.. nie umiał już chodzić... nasz weterynarz uśpił go... wszyscy płakali.. nawet sam weterynarz... baron był jego najlepszym pacjentem... To był najgorszy dzień w moim zyciu... Życie bez barona było bez sensu... zero smorodku jak wstawałam.. tych ślipów żebrzących przy posiłkach itp. postanowiłam zaadoptować lub kupic basseta... W basset S.O.S zauważyłam ogłoszenie. Mój tata zadzwonił i pare dni ozniej pojechalismy do Kedziezyna Koźle po Dianke Sunie z klanu sycylijczyków.. ;] Rodzina która ją miała nie miała czasu dla niej. Bardzo ją kochali ale byli zapracowani. Diana pokryła smutek po Baronie. Jest najkochańszym psem pod słoncem. Nie wyobrażam sobie zycia bez niej. Jest psem "uczłowieczonym " Czasami Mam wrażenie jakby Baron przybył do mnie w cieleniu Dianki...
Ostatnio zmieniony przez Miła od Gucia Sob 25 Wrz, 2010 14:25, w całości zmieniany 1 raz
Pomogła: 11 razy Dołączyła: 03 Mar 2005 Posty: 21613 Skąd: Gorzów
Wysłany: Pią 09 Gru, 2005 18:26
Tak ładnie to napisałaś, bardzo się wzruszyłam. Ja też przeżyłam 4 lata temu rozstanie z psem, z którym byliśmy 14 lat. Nie umiałam się pozbierać. Po 3 dniach samotności, mąż przywiózł Gustawa maleńkiego. Niestety, Gustaw to wcielony czort, w niczym mi nie przypomina mojej Gamy. Ale kocham go takim jakim jest. Wyliczyłam, że na spacery chodzę już 18 lat z psiakami. Nie wyobrażam sobie, siedzenia cały dzień w domu i w dodatku bez psa, który coś wybrudzi, gdzieś nachlapie, albo pięknie pościelone łóżko doprowadzi do wielkiego kłębowiska.
To był Dla Mnie Trydny okres. Nie raz wymigiwałam się aby nie iść z barusiem na spacer. Potem żałowałam.. tyle godzin mogłam z nim spedzic wiecej. dziekuje za odp pozdrowienia
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum