Opowiem Wam jak się zaczęło i jak to z nami jest. Postanowiłam tu pisać taki trochę psi pamiętnik. Jako że wybór tej rasy w ogóle nie był pozostawiony przypadkowi to też kilka moich rozważań między zdjęciami przytoczę.
Przedstawiłam się już, ale czemu by się nie pokazać Wam tak ludzko, niewirtualnie? Otóż tak wyglądam ja, Sylwia Drewniak. Studiuję prawo i interesuje się nim w szerokim zakresie, jednak najbardziej interesuję się jedną z dziedzin prawa - prawem karnym.
Moja przygoda z tą rasą zaczęła się mniej więcej 7 lat temu, kiedy dowiedziałam się, że moja mama ubóstwia psy tej rasy. No to szukałam informacji na temat rasy Basset Hound, bowiem chciałam mieć psa. Informacja ta w sumie w ogóle mną nie wzruszyła, bo uważałam, że pies tej rasy jest dla mnie za wolny, za nudny i w ogóle "za".
Po pewnym czasie zrezygnowałam z chęci posiadania psa. Zaczęłam chorować, że już nie wspominając, choroba nowotworowa (niezagrażająca życiu) zajęła mi dokładnie 7 lat i nadal nie odpuszcza.
Teraz w wieku 21 lat, ze względu na to, że jestem sama, mam już wypatrzone pojęcie o życiu ciężko mi znaleźć drugą połówkę, no to postanowiłam mieć psa, który mnie raczej nie wykończy, bo moja fizyczność po usuwaniu ciała po kawałku raz po raz co roku, już mnie trochę zmieniła z latającego dzieciaka w zupełnie inną osobę. Psychika nie ta, ciało już nie to, co dawniej.
Postanowiłam kupić psa tej rasy ze względu na charakter i sposób użyteczności. Patrząc po cenach, pomyślałam: "Nierealne!". No to może raty, bo wywalić na strzała 1500 złotych na raz to dla osoby nieuznającej kredytów niemożliwe, w szczególności, że potem trzeba kupić karmę za 200 złotych i opłacić weterynarza w kwocie około 150 złotych. Pisałam do kilku osób, że szukam samca z możliwością rozłożenia kwoty na raty. Nikt się nie odezwał, to stwierdziłam, że albo nie mają szczeniaków, albo pseudo-hodowcy, albo nie ma możliwości "na raty". Napisałam na końcu w porywie rozpaczy do jakiejś kobity z allegro, tylko czy ma szczeniaki tej rasy. Brak odpowiedzi. To wpadłam na pomysł, że odłożę na rok następny i raty nie będą konieczne i już!
Następnego dnia o poranku, dzwoni do mnie dosłownie ktoś (okazuje się to być kobitka z allegro), bo ja numerów oczywiście nie zapisuje do kogo tam pisałam w sprawie psa - jeden pan bóg wie. Informuje mnie, że ma jednego ostatniego samca i pyta czy do kochania czy na wystawy. No to ja jej mówię, że do kochania i pracy, no to przysłowiowo "Gęba się roześmiała!" przez telefon. Od razu jej powiedziałam, że teraz nie mam pieniędzy i żeby go zarezerwowała to ja zapłacę za tą rezerwację. Stwierdziła, że nie jest to konieczne i że mogę w ratach. Mina mi zrzedła.
Po południu powiedziałam o tym mojej mamie, bo oczywiście nic wcześniej nie powiedziałam nikomu. Powiedziałam, że jutro psa obejrzeć jedziemy. Po czym ona stwierdziła, że zaraz go nie będzie, bo to Basset i ciężko "To" dostać i jedziemy dziś.
Po 17.00 godzinie dnia tego samego, po telefonie do Pani Ewy, ruszyłyśmy z Czeladzi do Bielan w województwie Małopolskim.
Naszukałyśmy się a raczej naszukaliśmy się, bo przecież z dziadkiem pojechaliśmy, ale w końcu dojechaliśmy do celu. Przywitała nas przeurocza kobieta, która po krótkiej rozmowie, okazała nam mamę i dwa szczeniaki. Każdy Basset piękny, ale w tamtej chwili modliłam się by ten samiec nie był tym z brązową głową. Okazało się, że to była samiczka, która jedzie do Katowic! Moje szczęście chyba było tak widoczne, że hodowca, pani Ewa wpadła w zadumę. Mama szczeniąt, no super ujęła mnie całkowicie! Moja nadzieja, że mój Basset będzie jeszcze większy, bo to samiec napawała mnie radością. Tak w ogóle to ja nie wiedziałam, że jadę do hodowcy, który w dodatku ma nawet ładną stronę internetową! Jak mnie wryło gdy Pani dała mi wizytówkę! Ha!
Umowa spisana, pierwsza wpłata wykonana, opis psa mnie aż zanudzał, wyprawka Royal Canin dana, kocyk zawędzony podstępem, że niby nic mu nie wzięłam na podróż, pożegnanie i ponad godzinna podróż nocna do domu, bo zeszło nam tam do 21.00.
Pies nie wymiotował a podróż była przyjemna. W domu, niedaleko miski padł ze zmęczenia. Po chwili jednak przeniósł się na swój kocyk, a potem na moje łóżko.
I tak, jak każdy właściciel pojechałam z nim do weterynarza, to go odrobaczyliśmy, weterynarz obejrzał ciekawie drgające oczy o czym było tutaj.
Po dwutygodniowej i trochę kwarantannie, pies pojechał na wycieczkę z pańcią czyli mną i z przyjaciółką pańci. Po powrocie niespodzianka, przyszło pisemko od Royal Canin, typu: "Fajnie, że jesteście, bla... bla...". W kopercie znalazłam saszetkę z karmą, nawet nie na raz i tyle, mogli by mi wagę przysłać, bo oczywiście, że nie mam.
A tu pochwalę się samochodem, jednym i drugim. Potem napiszecie, że burżuj, ale co tam, ważne że zdjęcia ładne, bo moje. Ja wiem o tym, narcyzem jestem! A co!
Tak więc, jak widać, chęć posiadania przyjaciela przebiła każdy opór nawet ten w stylu: "Nie podoba mi się ten pies, no ale charakter ma dobry...". W końcu jak zobaczyłam sukę to mnie olśniło, one są piękne! Są tak olśniewająco brzydkie, że aż stały się dla mnie piękne!
Dane mojego prosiako-krowo-świnia!
Imię: DOCENT NIKODEM ACCORT CAMÉRIER.
Data urodzenia: 23.05.2012.
Płeć: PIES.
Rasa: BASSET HOUND.
Umaszczenie: TRICOLOR.
Znaki szczególne: ZAŁAMANY OGON.
Numer tatuażu: B-059.
Hodowla: TESAB-AKSED FCI.
Data nabycia: 27.07.2012.
Identyfikacja miejscowa: CZELADŹ 2012. NUMER 379.
M: TARA DORO Nefer.
O: ARRIS VON HOLLANDHEIM.
No to popisałam sobie! Ludzie! Jak ktoś to całe przeczyta to niechaj się pochwali, bowiem to wyczyn zacny i zaiste godny pochwalenia!
Pomogła: 11 razy Dołączyła: 03 Mar 2005 Posty: 21611 Skąd: Gorzów
Wysłany: Sro 22 Sie, 2012 08:30
Sylwia
przeczytałam w całości, przy kawie i ciasteczku
i powiem Ci, że po przeczytaniu, mam wrażenie, że wszystko jakoś tak Ci się układało, abyś do Docenta dotarła.
Czytam o Twojej chorobie, w tak młodym wieku, tyle przejść, to smutne, ale nie poddajesz się, idziesz do przodu - to cenne
Pozdrawiam Cię serdecznie
i głaski dla Docenta
zdjęcie Docenta w samochodzie bezcenne, on tam taki malutki :lol:
Również przeczytałam wszystko. Wspaniale napisane, zdjęcia piękne, a pies jeszcze piękniejszy - uwielbiam w ten sposób umaszczone bassety:)
_________________
Rocher ♥ (weird together since 2013) & Maniek ♥ (15.07.07 - 30.12.12)
Czikosz [Usunięty]
Wysłany: Czw 23 Sie, 2012 23:35
Dziś dzień duszny i upalny, czas się wlókł niemiłosiernie, to też Docent zamiast się bawić postanowił się z pańcią pouczyć.
Książkę poobgryzać, strony poprzewracać, zakreślacz gdzieś zapodziać a okulary uślinić, wszystko oczywiście, wtedy kiedy pańcia wzrok odwróci, lub gdzieś pójdzie na chwilę.
Efekt taki, że głowa nas bolała!
Z nudów udało mi się nawet znaleźć zdjęcia kota mojej ciotki.
Kot rudy, no ale moje umiłowanie do zdjęć czarno-białych wzięło górę i kot jest "Only black and white", ("Tylko czarny i biały").
Zastanawia mnie kiedy w Czeladzi wreszcie będzie jakaś burza, bo jak na razie to robi się tu mała Sahara.
_________________ Baśka polykacz jablek i klockow Lego
Czikosz [Usunięty]
Wysłany: Pią 24 Sie, 2012 20:28
Fajnie teraz będę zawalać forum zdjęciami i na końcu mnie wyrzucą!
Te jednak zdjęcia, powinny się tu znaleźć! Zdecydowanie i stanowczo! Gdyż przedstawiają rewir mojego psa. Park bliźniaczy do parku Jordan, który jest za rzeką.
W Czeladzi jest bardzo dużo parków, jednak wokoło osiedla Musiała, jest ich wręcz za dużo, bo nie wiadomo, do którego iść. Zdjęcia są z bliźniaczego parku do parku Jordan. Jest to mój ulubiony park.
Bliźniaczy park co do parku Jordan jest z rozległymi alejkami, sam park Jordan z rzeczką w roli głównej, potem mamy park Grabek, nieco, ale to kapę dalej mamy park Pszczelnik. Myślę, że o rozległych polach nie ma już co wspominać, bo by było już za dużo. A co za dużo to niezdrowo.
Jedynym problemem tak dużej ilości parków i pól jest dzika zwierzyna, która zimą notorycznie pojawia się na osiedlu. Jest wtedy ważne, aby szczepienia były inaczej dobrane dla psów i kotów. Na zdjęcia dzika niema, co liczyć, bowiem moja odwaga jest ograniczona a i z bronią po osiedlu nie ganiam jak wariat! Może kiedyś uda mi się uchwycić lisa, bądź królika.
Dzień dzisiejszy to dzień w gruncie rzeczy dobrych informacji. Wizyta u weterynarza rozwiała wiele moich wątpliwości. Dowiedziałam się więcej na temat chodzenia po schodach co opisałam tutaj.
A na końcu dowiedziałam się, co za wypryski miał mój psiak pod gardłem, co w sumie zniknęły po użyciu zasypki: Alantan. Okazało się, że to... "TRĄDZIK MŁODZIEŃCZY", co pierwsze u psa słyszę, że jest coś takiego. Jednak, skoro mówił to weterynarz dermatolog to mu wierzę, skoro też specjalizuje się w RTG, to w związku ze stawami też mu ufam, co jest dość ważne i ważne być powinno dla każdego.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum